Horrible Americano
Horrible Americano, painfully diluted, definitely is not English speciality. This time it doesn’t bother me, I’m sat at the V&A Museum courtyard. Surrounded from all sides 3 floor tall buildings, where large arched windows reflect last rays of autumn sun. First thing that surprise me was weather. All 4 days without rain, moderately cold and sunny. Second surprise – that I got from myself was visit in V&A Museum. Because, since 2 years I’m studying art and design, I decided on my own see piece of history shown by clothes, fabrics, paintings, accessorises and, sculptures… Installations – because like that we can call collected in glass cabinets mannequins are dresses in the most characteristic for specific historic period of time historical outfits. Despite well described informations, outfits are arranged in specific situation, for example: wedding, walking, evening, horse riding arrangement. It is really hard to pick up one thing that astonished me but certainly it was impossible to pass without noticing fabrics coming from Japan, Indonesia, China. Red dress from Dior or Art Nouveau-inspired Japanese costumes are probably my favourites. Museum impresses with practical approach of learning about art. I could try on a corset and crinoline and even for a moment I felt like a lady of the early eighteenth century. Enormous library, located between the pavilion with medieval sculptures and temporary exhibitions, encouraged me to V&A Museum. I think I’ve never seen such large number of books and albums about fashion, photography and art in general, which includes areas such as ceramics jewellery, shoe-making, textiles and printing. Two days is not enough to see everything that is here gathered so I will definitely come back here for some time, this time with a sketchbook and not just a camera.
Okropne Americano, rozwodnione aż do bólu, zdecydowanie nie jest specjalnością Anglików. Tym razem wcale mi to nie przeszkadza, siedzę bowiem na dztedzincu V&A Muzeum. Zewsząd otaczają mnie wysokie na 3 piętra ceglane budynki, których wielkie zwieńczone łukami okna odbijają ostatnie, jesienne promienie słońca. Pierwszą niespodzianką jaką mi sprawił Londyn była pogoda. Całe 4 dni bez deszczu, umiarkowanie chłodno i słonecznie. Drugą niespodzianką, którą zafundowałam sobie sama, była wizyta w V&A Muzeum. Ponieważ od dwóch lat studiuję sztukę i projektowanie, postanowiłam na własne oczy zobaczyć kawałek historii ludzkości przedstawiony poprzez ubrania, tkaniny, obrazy , dodatki, rzeźby… Instalacje- bo tak można nazwać zgromadzone w szklanych gablotach manekiny, są ubrane w najbardziej charakterystyczne dla danego okresu historycznego stroje. Oprócz tego, że są dobrze opisane, zaaranżowano dla ich przedstawienia jakąś konkretną sytuację, na przykład: aranżacja ślubna, spacerowa, wieczorowa, do jazdy konnej. Trudno mi wybrać jedną rzecz, która mnie zachwyciła ale z pewnością nie da się przejść obojętnie obok tkanin pochodzących z Japonii, Indonezji, Chin. Czerwona suknia od Diora czy secesyjne ubiory inspirowane sztuką japońską są chyba moimi faworytami. Muzeum zachwyca praktycznym podejściem do nauki o sztuce. Mogłam przymierzyć krynolinę i gorset i chociaż na chwilę poczuć się jak dama z początku XVIII wieku. Do odwiedzenia V&A Muzeum zachęca także olbrzymia księgarnia, która znajduje się pomiędzy pawilonem z średniowiecznymi rzeźbami a wystawami czasowymi, których tym razem nie udało mi się odwiedzić. Chyba nigdy nie widziałam tak dużej ilości książek i albumów dotyczących mody, fotografii i ogólnie pojętej sztuki użytkowej, do której wchodzą takie dziedziny jak ceramika biżuteria, szewstwo, tkaniny czy druk. Dwa dni to za mało żeby zobaczyć wszystko, co jest tutaj zgromadzone więc z pewnością wrócę tutaj za jakiś czas, tym razem ze szkicownikiem a nie tylko aparatem fotograficznym.